Pomoc dla Olka Pesty
Pomoc dla Olka Pesty
Pomoc dla Olka PestyPomoc dla Olka PestyPomoc dla Olka PestyPomoc dla Olka PestyPomoc dla Olka PestyPomoc dla Olka Pesty
W oczekiwaniu na decyzję. (wpis 16.03.2013) Drukuj Email

 

Nadal czekamy i czekamy. Po telefonie na początku marca nie wiemy nadal nic.
Aby czas leciał szybciej, mamusia i tatuś postanowili, że zabiorą mnie na krótki, tygodniowy turnus rehabilitacyjny. Oczywiście tam gdzie zawsze, do Dąbek, do mojego wspaniałego rehabilitanta, Pana Zdzisława. Wyruszyliśmy 02.03.2013 o godzinie 7.00 rano. Jechało się dobrze i po niespełna czterech godzinkach byliśmy na miejscu. Słoneczko świeciło, ptaszki śpiewały, słychać było szum morza. Rozpakowaliśmy walizki, jak zawsze było ich sporo i reszty gratów też. Dostaliśmy większy niż poprzednim razem pokój. Wypiłem kubek kompotu truskawkowego i zabrałem się do zwiedzania wszystkich kącików w pokojach. Mamusia posadziła mnie na pupie, a potem to już sam sobie dawałem radę. Przesuwałem się po dywanach, odpychając zdrową rączką, ciężej było, bo na dywanach jest większy opór ślizgania. Poszedłem wszędzie gdzie się da, sprawdziłem każdą szafkę i szufladą jaka tylko była w zasięgu mojej ręki. Wszystkie działały. W końcu o 12.00 mama posadziła mnie od krzesełka, dała obiadek i leki i miałem iść spać, tak wygląda mój dzień, ale wtedy nie chciałem, chciałem tylko na podłogę. Płakałem mamie na łóżku, aż się poddała i posadziła mnie z powrotem. Po godzinie „kicania” już się byłem tak zmęczony i taki „pijany”, że przewracałem się na boki. Wtedy uznałem, że dalej nie dam rady. Mamusia szybko położyła mnie do łóżka i w kilka sekund zasnąłem. Spało się wyśmienicie, jak na najmiękciejszej chmurce. Kiedy się obudziłem wypiłem drugi kubeczek kompotu truskawkowego i poszliśmy wszyscy razem na spacer.


To była sobota, tatko został do niedzieli, a ćwiczenia zaczynałem w poniedziałek. Słońce świeciło, morze szumiało, a my spacerowaliśmy w lasku wdychając jod.
W niedzielę odjechał tatuś. Zostałem sam z mamusią. Z mamusią zawsze jest fajnie, ale najfajniej jest jak jesteśmy w trójeczkę, wtedy jesteśmy najszczęśliwsi na świecie.
W poniedziałek zaczynałem ćwiczenia z moim Panem Zdzisławem. Pół roku Gościa nie widziałem, ale nic się nie zmienił. Został takim samym fajnym facetem jak zawsze. Pierwsze zajęcia miałem pół godzinnej to tak na rozgrzewkę, na dobry początek. Popołudniu miałem kolejne, wtedy ćwiczyłem już 40 minut.
Pan Zdzisław bardzo zaniepokoił się moją nóżką, prawą, która bardzo mocno się wykrzywia, mięśnie na zewnątrz nóżki wyciągnęły się, a wewnętrzne skurczyły. Kiedy próbuję stanąć, stópka się wykrzywia, a ja mogę sobie zrobić krzywdę, kiedy całym ciężarem ciała, a jest tego 18 kg, ustałbym wygiętą nogą, mogłoby się to źle skończyć. Pan Zdzisław poprosił mamusię, aby zapytała się o konsultację ortopedy w ośrodku. I udało się, jeszcze tego samego wieczora przyjechał specjalnie do mnie dr ortopeda. Zalecił stabilizator z neoprenu i plastry naciągające mięśnie. Jednak zanim kupimy te plastry, moją nóżka podklejaliśmy zwykłym plasterkiem, 5 centymetrowym. I też działało, choć w mniejszym stopniu niże te specjalistyczne taśmy, ale zawsze coś, prawda?


Pobudka, śniadanie, spacerek, picie, spacerek, ćwiczenia, picie, obiadek, spanie, picie, ćwiczenia, spacerek, zabawa na podłodze, picie, basen, kolacja i spać. Tak był wypełniony mój dzień na turnusie. Szybko zleciało do piątku i przyjechał tatuś, mój kochany tatuś, tak się za nim stęskniłem i mamusia też. Zostaliśmy do niedzieli rana, ja w sobotę miałem jeszcze ćwiczenia.

W niedzielę rano wyruszyliśmy, nagle pogoda się zepsuła, napadało śniegu, a w tym całym tygodniu jak ja byłem nie spadł anie jeden płateczek, było słonecznie i ciepło i razem z mamusią wypatrywaliśmy wiosnę, za którą tęsknimy chyba my wszyscy. Jechaliśmy bardzo powoli, w domku byliśmy o półtorej godziny później niż zawsze, jednak najważniejsze, że cali i zdrowi.

Jest decyzja w sprawie mojej operacji serduszka w ICZMP w Łodzi, gdzie się urodziłem i od pierwszych chwil tam się leczyłem. Otóż ze względu na złą anatomię mojego serduszka, niedomykalność zastawki trójdzielnej trzeciego stopnia oraz stan neurologiczny, prof. Moll nie zakwalifikował mnie do operacji, do trzeciego etapu operacyjnego, metodą Fontana. W takim obrocie spraw, Rodzice podkasali rękawy i zaczęli działać dalej. Jeszcze w tą sobotę, 16.03.2013, w Krakowie przyjmuje prof. Malec, który zajmuje się takimi przypadkami i jest w tym świetnym fachowcem. Tatko pojechał w piątek do Łodzi, po kopię płyty z cewnikowaniem serca z lutego. Stamtąd pojechał prosto do Krakowa, przespał się w jakimś hostelu a już o 8 rano miał wizytę u prof. Malca.

Profesor obejrzał opis cewnikowania serca i powiedział, że On jest w stanie spróbować pomóc mojemu serduszku, jednak, aby zapadła ostateczna decyzja, musi obejrzeć cewnikowanie wraz z całym sztabem kardiochirurgów, którzy będą razem z nim operować. Problemem będzie ta nieszczęsna zastawka trójdzielna, jej niedomykalność. Powiedział, że jeśli dojdzie do operacji będzie ona bardzo ciężka, znacznie odbiegająca od tych standardowych. Obiecał do Świąt wysłać meila z kwalifikacją lub odmową. To jest moja szansa. Moje serduszko potrzebuje jej, długo samo na jednym zespoleniu nie podziała, na dodatek mam niską saturację, nadal jest ona w granicach 65-73%. Mam sine usteczka i paluszki, niekiedy całe dłonie. Wierzę, że prof. Malce da mi szansę.