Pomoc dla Olka Pesty
Pomoc dla Olka Pesty
Pomoc dla Olka PestyPomoc dla Olka PestyPomoc dla Olka PestyPomoc dla Olka PestyPomoc dla Olka PestyPomoc dla Olka Pesty
UDAR MÓZGU (wpis 15.02.2011) Drukuj Email

 

Witajcie Kochani. Mam nowe wiadomości o sobie, niestety niezbyt przyjemne, a raczej tragiczne.

Zacznę od początku.

Styczeń zleciał bardzo szybko. Zaczął się luty. 10 lutego zaczęły boleć mnie uszka. Rodzice od razu pojechali ze mną do Pani dr, żeby mnie zbadała. Przepisała mi leki na chore uszka.

12 lutego zaczęła się akcja. Wieczorkiem mama z tatą przygotowywali mnie klacyjkę, a ja grzecznie siedziałem w swoim leżaczku i oglądałem Świnkę Chudzinkę w telewizji. Nagle zacząłem płakać. Mama na początku myślała, że jestem taki głodny i dlatego płaczę, nawet krzyczała z kuchni „już idę syneczku z kaszką”. Niestety ja płakałem nadal, głośniej i głośniej, nie szło mnie uspokoić w żaden możliwy sposób. Mama podała Panadol, ale to nie pomogło, zazwyczaj po pół godziny pomaga a ja idę spać. Płakałem nadal, aż tatko zadzwonił po pogotowie, bo sprawa zrobiła się już tak poważna, że nie było innego wyjścia. W 5 minut przyjechało pogotowie. Na sygnale. Jakby się paliło. Pan dr zbadał, oczywiście protestowałem, sam nie wiem co mi dokładnie było a tu jeszcze ktoś mnie dotyka zimnym oteskopem. W końcu lekarz postanowił, że zabiera mnie do szpitala, bo nie wie co mi jest, a ja nadal zwijałem się z płaczu. Jechałem karetką, byłem już tak bardzo wymęczony tym płaczem, że na chwilkę udało mi się uspokoić. Dojechaliśmy na miejsce, do izby przyjęć w Grudziądzu, około godziny 23.00.

Tam przyszła Pani dr. Zbadała i wypytywała moją mamusię, przez długi czas, różne informację na mój temat. Ja cały czas płakałem. Wrzeszczałem. Mama była załamana, że nie może mi pomóc i nie wiedziała co mi jest. Widziałem łzy w jej oczach i bezradność. Tatko też przyjechał, zaraz za karetką. Przyszedł do izby i próbował mnie uspokoić, bez skutku. W końcu poszliśmy na oddział niemowlęcy. Pustki na korytarzach, tylko pielęgniarki się kręciły, bo to było już sporo po 24. Po długim oczekiwaniu przyszła Pani dr dyżurująca na tym oddziale. Zbadała mnie, a za chwilę poszedłem do zabiegowego. Mamusię dyskretnie wyprosili, a mnie położyli na wielki stół i zaczęło się kucie igłami. Cztery razy pielęgniarki się w wkuwały, a ja już byłem u kresu sił, ale krzyczałem ile się da, na marne. Mamusia siedziała przed drzwiami zabiegowego, zapłakana i również wymęczona. Tak bardzo bala się o moje serduszko, które musiało pracować na potrójnych obrotach.

Nareszcie udało się wkuć i założyć wenflon. Poszliśmy do sali, gdzie dostałem łóżeczko. Mama miała taki fotel, żeby mogła na nim spać. Ja po kolejnych dawkach leków zasnąłem. Musiałem odpocząć, bo nieźle się naryczałem. Tatko pojechał do domku, bo dwóch rodziców w szpitalu zostać nie może. Ranko miał przyjechać z rzeczami potrzebnymi do szpitala, bo my mieliśmy tylko moją dokumentacje medyczną, nic więcej, nawet jednej pieluszki, picia ani ubrań. Mamusia męczyła się na tym nie wygodnym fotelu, aż położyła się na podłodze i jakoś udało jej się zmrużyć oko. Jeszcze tej nocy przyszła Pani dr powiedzieć, że wyniki krwi są w porządku i nie wie dlaczego byłem tak bardzo rozpłakany i rozdrażniony.

Następnego dnia rano przyjechał mój tatuś. Ja prawie cały czas spałem. Nie chciałem nawet jeść. W końcu rodzice zauważyli, że jestem apatyczny, nie ruszam się, nie reaguję ich słowa i dotyk, nie ruszam prawą stroną, a z buźki płynie strumień ślinki, oczka skierowane są w lewą stronę, źrenice ułożone są w lewych kancikach oczu, są mętne i niewyraźne, twarz zmieniła swój wygląd, była taka szara. Natychmiast zgłosili to lekarzowi. I zaczęło się. Badania, konsultacje, badania, konsultacje... Przyszedł lekarz neurolog. Też mu się nie podobałem. Zaraz było skierowanie na tomograf komputerowy głowy. Pojechałem na niego. Mama już podpisała zgodę na uśpienie mnie podczas badania, a ja wyleżałem całe badanie bez ruchu, wpatrzony w jeden punkt na suficie. Nie drgnąłem, nie zrobiłem żadnej minki, nie uśmiechnąłem się.

Po godzinie przyszedł lekarz neurolog i powiedział do moich rodziców: „ Państwa syn doznał UDARU MÓZGU...udar mózgu w zakresie struktur mózgowia zaopatrywanych przez tętnicę mózgu środkową i przednią po stronie lewej.” To zbiło mamusię i tatusia z nóg. Ale jak to? Udar mózgu? I to jeszcze u dziecka? Oczy im się zalały łzami. Lekarz tłumaczył szczegóły, ale rodzice nie wiele z tego zrozumieli, zaszokowani diagnozą. Dopiero później zrozumieli wszystko.

 


Codziennie przychodził do mnie neurolog po dwa trzy razy, prowadzący lekarz, każdy dyżurujący oraz masa pielęgniarek. Mamusia parząc na mnie, zaczynała płakać, nie mogąc zrozumieć jak to możliwe, że tak się stało. Otóż możliwe. Oderwała się skrzeplinka od mojego serduszka, krążyła w organizmie, ąz znalazła sobie miejsce, w którym postanowiła, że zostanie. Narobiła wiele szkód w moim ciele. Mam sparaliżowaną prawą stronę. Lekarz powiedział, że cud, że żyję. Ognisko udarowe jest tak duże, że udar mógł zakończyć się najgorszym.

Kolejne dni w szpitalu mijają, ja troszkę się ożywiłem, leciuteńko, prawie nie widocznie, ale uśmiechnąłem się do mamusia, mamusia to widziała, chciała to zobaczyć, tak długo czekała na jakikolwiek pozytywny znak z mojej strony. Zaczynałem uczyć się na nowo jeść. Na początku nie bardzo mi to wychodziło, potem wymiotowałem, a teraz jest już lepiej. Niestety zanikł mi odruch ssania. Mama wymyślił, że picie i mleczko będzie dawała strzykawką. Bardzo dużo pracy z tym, ale mama jest poświęcić mi wszystko. Tatko też się mną opiekował, był delikatniejszy jeszcze bardziej. Pocieszał mamusię, jak nie czuła się dobrze. W połowie pobytu dostaliśmy izolatkę. Fajnie, całkiem inne warunki, tak to wszyscy z sąsiednich boksów patrzyli się na mnie, i szeptali, a ja biedaczek leżałem jak roślinka, przynajmniej na początku.

 


Rodzice rozmawiali dużo o mojej rehabilitacji, szukali rehabilitanta, który by przychodził do domu, ćwiczyć ze mną. Takie było zalecenie lekarzy. Ciężko, bardzo ciężko było o dobrego rehabilitanta. Aż w końcu znaleźli jednego. Bardzo polubiłem Pana Michała.

Po 17 dniach wyszliśmy do domu. Jak bardzo się ciszyłem i reszta mojej rodzinki. Ucieszyłem się na widok, mojego mieszkanka, kolorowego.

Wracając ze szpitala, zawsze mam wrażenie, że ktoś pomalował ściany, są bardziej kolorowe zanim jechałem do szpitala. Meble i zabawki też wydają się być w żywszych, nowych kolorach.

Za miesiąc mam się stawić znowu na oddział, na kontrolne badania. Jak sobie pomyśle, że znowu tam mam wracać, to już mi się nie chce.