Pomoc dla Olka Pesty
Pomoc dla Olka Pesty
Pomoc dla Olka PestyPomoc dla Olka PestyPomoc dla Olka PestyPomoc dla Olka PestyPomoc dla Olka PestyPomoc dla Olka Pesty
Niespodziewany szpital...(wpis 06.08.2010) Drukuj Email

 

Właśnie wróciłem ze szpitala. Byłem tam od 25 lipca. Znowu tam byłem, ale nie na operacji. Na szczęście. Byłem tam na cewnikowaniu serduszka. W zasadzie nie planowane to było. Pojechaliśmy w niedziele na kontrole i pani doktor, podczas badania, powiedziała, że nie jest dobrze i kazała nam zostać na oddziale. Mama płakała, ale ja nie, bo wiedziałem, że będzie tam ze mną. Jedyne co mnie smuciło to to, że tatusia będę widzieć raz na jakiś czas. Ale czas szybko leci i przyjedzie. Dostaliśmy boks z leżanką. Superowo. Mama będzie ze mną 24 godziny na dobę.

 


Robili mi znowu badania, znowu mnie kuli. Nie lubię tego. Staram się nie płakać, żeby mamie nie było smutno, ale ja tak naprawdę tego się boję no i niestety zawsze płaczę.

Ponadto z uwagi na mój stan neurologiczny i przebyte w okresie noworodkowym drgawki miałem komplet badań neurologicznych, od konsultacji aż po EEG główki.

 

Więc jak już mówiłem miałem robiony zabieg. Mniej inwazyjny i mniej groźny niż operacja ale też w znieczuleniu ogólnym i pod respiratorem. Cewnikowanie serca. Pan dr poprzez żyłę udową dostaje się do mojego serducha i sprawdza jego stan oraz wykonuje potrzebne tam zabiegi.

Po tygodniu przyszła moja kolej. Mieliśmy to szczęście, że w tym momencie jak przyjechaliśmy nie było tak długiej kolejki, bo dzień po moim cewniku serwisowano sprzęt i kolejka się wydłużyła. Chociaż wydaje mi się, że i tak wzięli by mnie w pierwszej kolejności, bo słyszałem, że mój stan był bardzo ciężki. Sam to czułem, nie chciało mi się zbytnio jeść, byłem siny, saturację mieściły się w granicach 50-60% a więc malutko.

Jak szliśmy na parter to wyglądało to tak samo jak szliśmy na operacje. Mama prowadziła wózek a obok szła pielęgniarka. Taty nie było, ale już do mnie jechał, był w pociągu. Ale i tak czułem, że jest ze mną. Teraz też starałem się być bardzo silny, żeby pocieszyć mamunię. Ale ona i tak płakała. Czekała na mnie. Tato do niej dołączył i już czuła się lepiej. W dwóch zawsze raźniej. Zabieg trwał ze dwie godziny. Znowu nic nie czułem, nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Obudziłem się później i zobaczyłem znowu wielką salę, światła i pełno pielęgniarek. Znowu pełno wenflonów, rurek, pikających sprzętów medycznych. Krzyczałem. Głośno krzyczałem bo się bałem. Pielęgniarki przywiązały moje rączki do szczebli łóżeczka, żebym nie wyrwał sobie „motylków”. Była u mnie mama, ale ja spałem. Musiałem odpocząć. Nie czułem się superowo. Ale wiadomo jak to po takim zabiegu.

Implantowano między moją przegrodę między przedsionkową stent Palmaz-Genesis i rozprężono do 10mm. Dzięki temu uzyskano znaczne obniżenie ciśnienia w lewym przedsionku i tętnicy płucnej.

Wieczorem przewieźli mnie z powrotem na oddział do mojej mamy, ale nie do tej samej sali. Mój stan musiał być cały czas monitorowany więc spałem osobno. Byłem sam na sali. Miałem spokój. Nadal źle się czułem. Dostałem wysokiej gorączki. Mama była przy mnie i tata też. Robili mi okłady na czółko, no i małymi kroczkami gorączka spadała. Rano wróciłem do mamuni do boksu i miałem znacznie lepszy humorek.

 

 

 

Leżałem jeszcze z tydzień na oddziale i wróciliśmy do domu. Szczęśliwi. Teraz czuję się znacznie lepiej. Saturacje się powyższyły. Jem dużo i dużo się śmieje. Rodzice to uwielbiają, więc śmieje się bardzo często. Chce, żeby byli szczęśliwi. W końcu jeszcze nie raz będą przeżywać to co przeżywali do tej pory. Bardzo ich KOCHAM.